Gdzie ja jestem?
Jest zbyt ciemno, nic nie widzę.
Moje uszy… Coś pewnie w nich pełza. To dzwonienie, to trzeszczenie… Dłużej go nie zniosę. Boże, wyciągnij to ze mnie, dłużej tego nie wytrzymam. Wpełza mi to do mózgu, łaskocze moje nerwy. Nie mogę przestać się śmiać… Śmieję się do siebie, jednak nie mogę otworzyć ust. Mogę tylko oddychać - chociaż dokładniej mówiąc - wciągać powietrze, pewnie strasznie przy tym sapiąc.
Poczułem swoją rękę. Mrowiła niemiłosiernie. Ktoś w niej grzebał, lecz nic nie słyszałem. Boże, czy ja kompletnie ogłuchłem? Nie słyszę nawet bicia własnego serca. Może śnię? Nie nie… Czuję ból, a więc to wcale nie sen. Może już jestem martwy?
Niemożliwe. Po prostu ogłuchłem. Nie mogłem umrzeć, jestem zwyczajnie głuchy - jak stary pień.
Nade mną znów się ktoś trudził, próbował coś zrobić z moją ręką. Nic z tego nie rozumiałem - nie słyszałem tych, którzy to robili. A potem nagle przypomniałem sobie, że jestem głuchy. Zabawne. Jak do tego doszło? Ludzie się krzątają, dotykają mnie, patrzą na mnie - natomiast ja ich nie słyszę. Ani nie widzę. Moja głowa cała pokryta jest bandażami, które są już od czegoś lepkie i mokre.
Tylko jedną rzecz zrozumiałem: gdzieś przede mną, bardzo daleko, w całkowitej i cichej ciemności, ludzie próbowali mi pomóc, wyleczyć mnie.
Poczułem, jak zdjęli kilka bandaży, a chłodny pot zgromadzony na lewym boku zaczął ściekać mi prosto na plecy. Lekarze robili coś przy moim ramieniu. Drobne cząstki bólu zaczęły docierać do mózgu i odbijać się, wracając do ręki; jakby mi robili maleńkie nacięcia jakimś bliżej nieokreślonym narzędziem. Dlaczego tak długo zajmują się moim ramieniem? Po każdym impulsie bólu czułem, jak moja ręka zyskuje lekkość, a wraz z tym - poczułem w niej pieczenie. Wszystko to wydawało się bardzo długie, jednak nie mogę tego nazwać czymś bolesnym. Po prostu się denerwowałem. Uczucie to przypominało przyssanego komara, którego nijak nie byłem w stanie zabić. Pod koniec operacji pojawił się silny ból. Chciałem, żeby ten komar wreszcie napełnił brzuch i odleciał. I nagle strasznie zaswędziała mnie ręka. Może ci ludzie domyślą się, by ją podrapać? Mam nadzieję.
Czułem swoją rękę. Choć nie czułem jej wcale. Miałem wrażenie, że całe to uczucie szło nie z zewnątrz, jak powinno być, lecz.. ze środka.
Zrozumiałem… Wszystko zrozumiałem. Odcięli mi lewą rękę. Dopiero teraz to zrozumiałem. Dlaczego nie wcześniej? Co ze mnie za idiota?!
Wzięli i odcięli rękę.
Ale jak do tego doszło? Dlaczego to zrobili?
I przecież nadal jestem głuchy. Nic nie słyszę, i raczej nie usłyszę tego później. Dlaczego nie napisali mi zgody na amputację na papierze? Napisaliby na papierze - przecież nadal umiem czytać! Ale nie. Nie obchodziło ich to.
Zasnąłem. Rano odkryłem, że i drugiej ręki mi brakuje.
A więc zostałem bezrękim inwalidą w Backrooms.
Zastrzeliłbym się, gdybym mógł. Bo po co mam żyć bez rąk? Kto będzie na mnie czekać bez nich? Jak niby mam tu przetrwać? Jak się stąd wydostanę? Będę ciężarem… Z jedną ręką mógłbym coś zrobić, ale bez obu… Na co ja się komuś przydam? Chociaż dajcie mi pistolet, dajcie mi go!
Próbuję znaleźć pozytywne strony mojego stanu. Wmawiam sobie: ,,Już więcej ręce mnie nie będą boleć!". Już więcej nie zatnę się papierem, nie poparzę na kuchence… Nigdy więcej nie dotknę książek, jedzenia, własnych rąk… NIE, NIE! Boże, za co? Za co, kurwa, kurwa, kurwa!
Chociaż… Jestem pewien, że mogę dostać protezy od M.E.G., może nawet i w KWZ je mają? Zdobędę je, dostosuję się do tego miejsca, o tak! Na pewno… A słuch… mogę nauczyć się migowego, albo… No nie wiem, mogę czytać z ruchu warg. Ale to nie to samo, nie to samo!
Przez cały ten czas coś się pode mną ruszało. Wydawało mi się, że to lekarze coś robią… I wtedy poczułem za sobą ciepło, jakbym leżał na czyimś ciele - ale to nie prawda. To niemożliwe! Próbowałem się poruszyć, odepchnąć nogami, jednak nie poruszyłem ani jednym mięśniem. Chyba to sobie wyobraziłem, bo przecież niemożliwe, bym nie miał też nóg, prawda?! Po prostu jest tu tak gorąco, że pojawiły się halucynacje, może i ręce się pojawią, kto wie… Gdyby mnie wreszcie podrapali i zabrali z tej ciepłej poduszki, to może by mi się polepszyło. A może nie leżę na łóżku, a i do szpitala mi jeszcze daleko… Myślałem o tym całą noc.
Znów spróbowałem się poruszyć, ale nie mogłem. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę nie mam nóg. Te potwory ucięły mi nogi, rozumiecie?! Nie mam nawet nóg.
NIE MAM NÓG!
Już więcej nie wstanę, nie pójdę, nie pobiegnę. Bo po prostu straciłem nogi!
Teraz nie mam ani nóg, ani rąk.
Krzyknąłem głośno. Ale i tego nie mogłem zrobić. Próbowałem raz za razem, ale nie, nie mogłem. Pewnie dlatego, że teraz nie mam nawet ust, już nic nie będę mógł powiedzieć. Spróbowałem ugryźć się w policzek, żeby chociaż poczuć cokolwiek, ale i to mi się nie udało. Szczęka po prostu się nie ruszyła, jakbym jej nie miał wcale. Spróbowałem poruszyć językiem, przejechać nim po zębach, ale kiedy znowu się nie udało, zrozumiałem - nie miałem już i tych części ciała.
Zacząłem szybko oddychać, w pewnym momencie nawet się dusić, jednak okazało się to nieprawdą - jakby z całego mojego ciała usunięto powietrze. Nie było mi już potrzebne. Oddychałem i oddychałem, ale nie czułem tego gazu w gardle. Nie słyszałem nawet swojego oddechu. Nic nie czułem, nie widziałem, nie słyszałem.
Chciałem się zabić. Wstrzymywałem oddech godzinami, miesiącami, jednak nadal nic nie czułem. Miałem wrażenie, jakby nie było powietrza - jakby mózg sam się nim żywił, by być w stanie myśleć. "A co z moim ciałem?" - zapytałem sam siebie. A ciało… Ciała po prostu nie było, i tyle!
Byłem bardzo zaskoczony - musiałem umrzeć, odejść z tego świata, wreszcie odpocząć! Ale nie, wciąż żyłem. A może tak naprawdę jestem już martwy? Ale umarli przecież nie myślą, więc to znaczy, że wciąż żyję. Co to za życie? Może pozwolą mi w końcu umrzeć?
Próbowałem otworzyć oczy, ale nie udawało mi się to. Za każdym razem widziałem ciemność. Może byłem ślepy, a może po prostu nie miałem oczu.
Ale… Jak człowiek może żyć bez rąk, nóg, ust i oczu? Nawet bez powietrza! Jak ja żyję? To wszystko tylko jeden wielki sen! W końcu to wszystko nie może dziać się na jawie, prawda? Muszę się natychmiast obudzić, jeśli zostanę tu odrobinę dłużej, to zwariuję. Boże, co to za sen?! Takie sny się nie zdarzają! Ludzie nie spędzają w nich miesięcy! Jestem pewny, że to sen. Ale to nie był sen - wciąż byłem w gorącym i wilgotnym pomieszczeniu, leżąc na jakimś kawałku ciała, który wyglądał jak ja.
Mogłem jedynie sobie wmawiać: "To tylko sen", ale i tak się z niego nie obudzę! Bo to nie sen, to prawdziwe życie. Leżę jak kawałek mięsa gdzieś w bardzo wilgotnym miejscu. Może to usta i zaraz mnie połkną? Może i jestem jak kawałek mięsa, ale jestem mądrzejszy od wszystkich innych kawałków - powiedziałem sobie w myślach - bo przecież mam mózg! Hahaha. Mój mózg, przecież on wciąż myśli! Tak, myśli, a to jednak jest coś warte… - myśląc o tym tylko poczułem się gorzej. Gdybym był kawałkiem mięsa i to jeszcze bez mózgu, byłoby znacznie lepiej. Nie zrozumiałbym kim jestem, nie przypominałbym sobie teraz dzieciństwa i nie użalałbym się tak nad sobą. To już nie jest życie, zaraz zwariuję! Pozwólcie mi się zabić, dlaczego nadal prowadzę swój bezsensowny żywot? Dla kogo to wszystko? Chciałbym oddychać jak inne żywe istoty, ale i tego nie mogę.
Nie mogę umrzeć, ale i żyć nie mogę.
To wszystko nieprawda! Tak, to wszystko kłamstwo, to sen! Sen! Rozumiecie? Sen! Pomóżcie, Boże, mamo!
Mamo, pomóż mi. Gdzie ty jesteś?
Mamo? No, obudź mnie! Jestem gdzieś w ciemności, znajdź mnie i obudź, mamo.
Gdzie ty jesteś, mamo?
Nic nie mogę zrobić. Jestem kompletnie bezradny. Nie mogę krzyczeć, nie mogę się ruszyć, nawet drżeć nie mogę. Nikt nie odpowiada na moje modlitwy! Nie mogę tu dłużej być. Uwolnij mnie, oddaj mi moje ciało, Panie!
Ktokolwiek… Niech ktoś mi pomoże, uwolni mnie albo zabije! Nie mogę tak żyć! Boże, Ojcze nasz, pomóż mi!